Pstryk, pstryk
Miesiąc minął szybciutko, tym razem za sprawą długiego urlopu. Czas wtedy płynie zupełnie inaczej. Niby nie jest się wtedy ograniczonym przez ramy czasowe, nie siedzi się w samochodzie, dojeżdżając do i z pracy, więc mogłoby się wydawać, że dzień będzie przyjemnie dłuższy. Jednak to tylko złudzenie. Miałam tyle różnych planów, a nie zdążyłam zrealizować nawet połowy. Poza tym przez tydzień byłam wyłączona z wszelkich aktywności, bo przez skoki temperatur potężnie się przeziębiłam. Do tej pory jeszcze nie wydobrzałam na 100%.
Urlop zaczynałam w skwarze, a kończyłam już prawdziwą
jesienią. 3 stopnie o poranku i zimny wiatr szarpiący pierwsze pożółkłe liście
brzóz. Rozpoczął się też sezon grzybowy i natłok ludzi, którzy tylko w tym
momencie przypominają sobie, że istnieje coś takiego jak las. W obawie przed
zgubieniem się zatrzymują samochody w punktach orientacyjnych, czyli np. pod
moim i sąsiadów płotem. W tym okresie nie cierpię mieszkać w takim miejscu…
dlatego dobrze, że już wróciłam do pracy… mniej nerwów!
Piękne zdjęcia, pozdrawiam Anka. Na południu w nocy już na minusie, udanego weekendu .
OdpowiedzUsuńDzięki! U mnie też minus, trzeba zacząć się przyzwyczajać :)
UsuńPozdrawiam i weekendowych przyjemności życzę!