Czerwiec to piękny miesiąc i to nie tylko dlatego, że obfituje w różne rodzinne imprezy w tym i moje urodziny, ale też dlatego, że cała przyroda jest już w pełnym rozkwicie i przygotowuje się na przyjęcie lata. A przynajmniej powinna, bo w tym roku jak zimny był maj, tak samo nieprzyjemny był i czerwiec. Dni ze słońcem można było policzyć na palcach jednej ręki, a sandały po raz pierwszy odważyłam się ubrać w okolicy 18 czerwca, a i tak zakończyło się to katarem. Wyjątkowo zrobiłam mało zdjęć, bo i z czasem wolnym było krucho. Jak nie praca, to ból zęba, złe samopoczucie lub załatwianie różnych sprawunków. Dodatkowo też chodziłam na intensywną fizjoterapię połączoną z ćwiczeniami i dzięki nim nie tylko czuję się lepiej, bo już tak nie doskwierają bóle mięśni i stawów, ale też i lżej, bo trochę schudłam. Cytując za bohaterką najnowszej książki Marty Obuch, którą aktualnie czytam: „Pojawiła się talia! Wcięcie i wygięcie, a nie tylko pasek od spodni w charakterze umownych znaków w terenie”. Jestem więc podwójnie zadowolona.
















































Jedna z nowych tras spacerowych:




Jeden z kilku stosików do "obrobienia":




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Podsumowanie

Air – zdrowo, szybko, smacznie!

Pstryk, pstryk