Czas na miłość
„Jakoś nie byłam skłonna wierzyć w słowa, to czyny się liczyły, a słowa były ulotne i krótkotrwałe, jak wiatr. Albo jak topniejący płatek śniegu”.
Po książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej sięgam w ciemno zawsze, gdy czuję zbliżający się spadek nastroju lub po prostu jestem zmęczona, ale jednak mam ochotę poczytać. Podczas lektury książek popełnionych przez Dilerkę Emocji można sobie poprawić humor i się odprężyć. Przynajmniej do tej pory tak uważałam.
Anastazja dostała polecenie od babci, by zająć się pensjonatem Zdrój pod Lasemna czas jej wyjazdu na wycieczkę. Roboty było co niemiara, albowiem wielkimi krokami zbliżały się święta, a kobieta została ze wszystkim sama. Nadszedł dzień, w którym przybył do pensjonatu tajemniczy, przystojny mężczyzna, którego babcia Anastazji gościła rok w rok. Początek znajomości nie wypadł zbyt pomyślnie, od pierwszej chwili doszło do spięć, a tymczasem załamanie pogody sprawiło, że te dwie tak różne osoby zostały zdane tylko na siebie. Wielka śnieżyca i zwały śniegu odcięły ich na pewien czas od świata. Szczawno-Zdrój od dawna nie widział takiej ilości białego puchu, jak również dwóch skrajnych, niedopasowanych mieszkańców. Czy dadzą radę tak się dogadać, by nikt nie poniósł obrażeń?
Liczyłam na dobrą zabawę, na ból przepony od śmiechu i trochę wzruszeń. Co dostałam? Cóż… było schematycznie, wydarzenia były przewidywalne, trochę sztuczne, czasem wręcz było tak słodko, że aż mdliło. Momentami było również drętwo, infantylnie i płytko. Miałam wrażenie, że książka była pisana na szybko, na kolanie. Zakończenie banalne i ze zbyt dużą ilością lukru. Akcja rozgrywa się w okresie świąteczno-sylwestrowym, ale oprócz opisów miłej wigilijnej atmosfery nie było tam nic, co sprawiłoby, że znów chciałabym poczuć zapach świerkowych gałązek.Kilka scen było całkiem niezłych i to, tak jak i sławetna playlista oraz przepisy świąteczne, dzięki którym pociekła mi ślinka, uratowało książkę od totalnego niewypału. Miłym zaskoczeniem było wplecenie postaci znanych z innych historii. Szkoda, że to nie oni grali pierwsze skrzypce. Atuty nie zmieniają faktu, że dla mnie jest to jedna z najgorszych historii stworzonych przez Autorkę. Zdołałam się tylko trochę odprężyć i może ze dwa razy uśmiechnąć. To znacznie mniej niż oczekiwałam. Słowem – rozczarowanie.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Słowne.
Sam nie wiem - jeszcze nic nie czytałem z Autorki. Pozdrawiam Anka serdecznie w czwartek - 9 minut na szybkich zakupach, potem biblioteka.
OdpowiedzUsuńTeż Ją lubię i dlatego się zdecydowałam, ale tym razem nie zaiskrzyło :)
UsuńSzkoda, że książka Cię rozczarowała. Ja bardzo lubię książki autorki.
OdpowiedzUsuńPrzykra sprawa, ale dobrze wiedzieć. W takim razie: lepszej następnej lektury! :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się rozczarowałaś bo chciałam przeczytać tę książkę, a teraz już nie mam na to ochoty.
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że doczytałaś. Jak mi książka nie leży, to czytam zakończenie i odsprzedaję
OdpowiedzUsuńDobry pomysł.
UsuńSzkoda, że książka Cię rozczarowała. Bywa i tak.
OdpowiedzUsuńHmm to raczej po nią nie sięgnę - choć ma fajną świąteczną okładke
OdpowiedzUsuńszkoda, że ta książka, to rozczarowanie :(
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Mam dosć schematycznych książek
OdpowiedzUsuńGdyby to był nie blog, a FB, YT czy IG, napisałabym, że zostawiam komentarz dla zasięgów. Książki nie czytałam i nie mam zamiaru, bo nie po drodze mi z twórczością tej autorki :)
OdpowiedzUsuńNie będę jej czytać. Nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńLubię książki Autorki, ale po tę chyba nie sięgnę. :)
OdpowiedzUsuń