Labirynty pamięci
„Ta prosta zależność: pisarz – pisanie i czytelnik – czytanie, w mojej głowie urasta do problemu natury filozoficznej, nasączonej wysokoprocentowym ekstraktem z metafizyki. Czym czytanie książki różni się od czytania świata, czytania losu czy choćby czytania samego siebie podczas fizjologicznej czynności pochłaniania porannego rogala z kawą?”
Bartek Elbląg po sukcesach dwóch poprzednich książek właśnie
trzecią ma oddać do wydawcy, gdy coś go boli, kłuje, tłucze się po głowie.
Wsiada w samochód zostawiając dziewczynę i wyrusza do Brzezin Śląskich,
bowiem trzecia jego powieść dotyczy historii potrójnego morderstwa znanego pod
nazwą nocy brzezińskiej. Tam młody Cygan zabił w afekcie swoją rodzinę i został
zamknięty w zakładzie psychiatrycznym. Podczas podróży naszego bohatera zalewa fala wspomnień,
rozważań natury filozoficznej. W samych Brzezinach posuwa się do mistyfikacji
by tylko dojść do prawdy i oddać wydawcy książkę, która ma się okazać hitem a
nie gniotem. Czy wyda książkę? Jaką ostatecznie wersję stworzy? Czy pozna
prawdę? Czy pozbędzie się wspomnień o byłej dziewczynie? Czy porzuci kawalerski
stan i ustatkuje się u boku aktualnej dziewczyny, która na dodatek jest w
ciąży?
Będę szczera. Nie za bardzo wiem jak książkę ocenić i
przyznam się bez bicia, że umęczyło mnie jej czytanie. Momentami mi się dłużyło
niesamowicie, szczególnie, gdy Bartuś miewał swoje wspomnienia i zapalał
kolejną „fajku”. Niekiedy wciągała tak, że machnęło mi się na jednym tchu całkiem
sporo stron, po czym znów następowała stagnacja w treści a we mnie wzrastała irytacja. Szczególnie jak zaczął wspominać
i rozkładać na części pierwsze związek z Alicyjką. Ojeju! Bardzo nie lubię
wszelkich zdrobnień! Ze stron książki często też ziało nuuuudą! Narracja pierwszoosobowa
jest nużąca i w sensie negatywnym - zagmatwana. Dialog często pomieszany jest z
monologiem wewnętrznym i momentami odnosiłam wrażenie jakby sam Autor się w tym
wszystkim gubił.
Jednym z ciekawszych wątków to rozmyślania Bartka na temat
tytułowego zabobonu. Zabobon społeczny, czyli Rom = kradnie, Żyd robi macę z
krwi dzieci a Arab podkłada ładunek wybuchowy jest w Polsce bardzo popularny. Nikt
nie zwraca uwagi, że są to głęboko zakorzenione, krzywdzące stereotypy wynikające
z niechęci do drugiego człowieka. Tak było zawsze, jest i będzie. Wystarczy wspomnieć
inkwizycję czy palenie na stosie za czary. Strach przed diabłem i czarownicą
był wtedy tak silny jak dziś przed Romem czy Arabem. Autor napiętnował tą
postawę społeczną jak i wiele innych. I słusznie. Cytat prawie idealny?
„[…]
patrzy na mnie z wyrazem lekkiego niedowładu ośrodka zrozumienia […]”
Nie można napisać o Autorze, że nie ma bogatego słownictwa,
wyobraźni, wnikliwych spostrzeżeń dotyczących naszej szarej rzeczywistości, a
jednak …. Mimo pewnej dozy oryginalności to zupełnie nie moja bajka.
Dziękuję Wydawnictwu Marginesy za możliwość zapoznania się z
treścią książki.
Coś czuję, że ta książka nie przypadłaby mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana, czy odnalazła bym się w tej książce. 😊
OdpowiedzUsuńNie znam zupełnie ani autora, ani książki. Chyba jednak nie jest to moja tematyka do końca ;)
OdpowiedzUsuńNie ma nic gorszego niż męczenie książki, która nas nie zaciekawila
OdpowiedzUsuńSądząc po tym, co napisałaś w opinii to chyba nie dla mnie książka.
OdpowiedzUsuń