Na samym wstępie muszę zaznaczyć, że całkowicie zgadzam się z Autorem, że polska nazwa dla Air Fryer, czyli frytkownica beztłuszczowa brzmi po prostu okropnie. Nie dość, że mało apetycznie i przekonująco, to jeszcze kojarzy się tylko z jednym daniem, a właściwie dodatkiem. To mylące i krzywdzące, ponieważ w tym małym piecu można wyczarować istne cuda i zapomnieć o piekarniku. Autor więc wpadł na pomysł własnej nazwy: wiatropiec. Potrawy z Air są zdrowsze, bo z minimalną ilością tłuszczu. Robią się szybciej, przez co zaoszczędza się czas w kuchni, daje też pewne oszczędności, jeśli chodzi o prąd. Udka z tej magicznej maszyny są cudownie kruche i soczyste ze skórką, która rozpływa się w ustach i zrobione w 40 min, a nie przez półtorej godziny. Jestem zachwycona tym wynalazkiem i dlatego skusiłam się na książkę dziennikarza i popularyzatora domowej sztuki kulinarnej Pawła Lorocha, który również pozwolił sprzętowi zamieszkać w swojej kuchni. Publikacja nie tylko przekazuje sporą wiedzę jak...
Nie podoba mi się ostatnia aktualizacja, ale można z niej wyjść, więc nie narzekam. W Polsce jak najbardziej jest to jeden z najlepszych portali.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Też nie polubiłam Bety. Jakoś nie moja bajka, poza tym wydaje mi się mniej czytelna i przejrzysta, ale pozostanę wierna ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda to najlepszy portal. sama dodaje tam recenzję ale często też szukam książek, które chciałabym kupić dla siebie lub dla syna :)
OdpowiedzUsuńNie korzystam z nowej wersji - oczy mnie od niej bolą...
OdpowiedzUsuń