Przeklęci po wsze czasy…
„Nie ma potrzeby drążyć starych spraw. Chwila nieuwagi i tu coś się przetrze, tam rozedrze. I ludzie spoglądają na miejsca, na które nie powinni patrzeć. I widzą to, czego nie powinni widzieć”.
Nie jestem typem czytelnika, który w trakcie lektury lubi
się bać. Jednak niezmiennie w pochmurne jesienne wieczory mam ochotę poczuć
dreszczyk niepokoju i wychodzę ze swojej strefy komfortu. Tym razem wybór padł
na książkę Macieja Lewandowskiego. Czy ktoś pamięta mroczną legendę królującą
na polskich ulicach, czyli opowieści o czarnej wołdze? Ja jeszcze się na nią
załapałam, chociaż częściej straszyli mnie nią dziadkowie niż rodzice. Zainteresowała
mnie książka Grzechòt, ponieważ Autor przyznał, że jego również legenda
napawała lękiem, więc postanowił osnuć fabułę właśnie wokół tajemniczego
samochodu… Dodatkowo akcja rozgrywa się w małej nadmorskiej miejscowości na
Kaszubach, a tam miałam kiedyś rodzinę. Rozsiadłam się więc w fotelu i
rozpoczęłam sentymentalną podróż w upiorne… nieznane.
„Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Ten, kto wątpi w słuszność tego stwierdzenia powinien zasiąść do lektury Grzechòt, a przekona się, że w starych mądrościach ludowych zawsze jest ziarno prawdy. O tym, że zbytnia ciekawość nie popłaca, na własnej skórze przekonał się Kuba. Latem, kiedy najwięcej jest wolnego czasu, ale rodzice i tak potrafią zagonić do domowych obowiązków i lepiej zejść im z oczu chłopak wraz z najlepszym przyjacielem grał w piłkę. Kiedy ta wpadła na sąsiednią posesję w ślad za nią przeskoczył przez płot. Na działce zdziwaczałego sąsiada jego wzrok przyciągnęła stara szopa i z niewyjaśnionych przyczyn kusiła tak bardzo, że postanowił do niej zajrzeć. Czuł ogromny przymus, choć intuicyjnie wiedział, że nie powinien tego robić. To był jego pierwszy błąd. Stary samochód bez kół zrobił na nim spore i dość nieprzyjemne wrażenie. Nie powstrzymało go to jednak przed zabraniem z szopy „pamiątki”. To był jego następny błąd. Trzecim było przypadkowe skaleczenie się. Krwi było niewiele, ale jej zapach obudził coś, co okazało się jej bardzo spragnione.
„Wołga to manifestacja złej woli. Upiór wożący inne upiory”.
Jak wspomniałam, nie za bardzo lubię się bać, więc nie
jestem głównym odbiorcą horrorów, ale od czasu do czasu lubię sięgać po ten
gatunek. Grzechòt ma mroczny klimat, który odczuwalny jest, tym
bardziej że akcja rozgrywa się w okresie letnim, który dobrze i miło się
kojarzy: ze słońcem, słodkim lenistwem, brakiem szkolnych uciążliwych
obowiązków, ze wszystkim, co pozytywne, a nie z walką ze złem na śmierć i życie.
Złem potężnym, przerażającym i świeżo przebudzonym, z którym nie da się negocjować.
Kuba wraz z dwójką oddanych przyjaciół dzięki swojej wrażliwości widział i czuł
więcej niż inni, ale również i na dorosłych padł blady strach, kiedy w
niewyjaśnionych okolicznościach zaczęły ginąć zwierzęta i dzieci. Ożyła
zapomniana legenda. Tylko nieliczni słyszeli warkot zdezelowanego czarnego auta
sunącego po drodze, tylko wybrani słyszeli piękny, kuszący i wabiący do
samochodu śpiew.
Przyznam, że rzeczywiście były momenty, w których ścinała mi
się krew w żyłach, a dreszcze biegały po plecach jak stado rozdrażnionych
pająków. Podobały mi się odniesienia do dawnych wierzeń i podań nie tylko kaszubskich,
ale i ludowych, jak również osnucie fabuły wokół legendarnej czarnej wołgi. Cała
historia była spójna, fascynująca a odkrywanie przez młodych, kto siedzi w
czarnym przerażającym aucie, przypominało zagadkę kryminalną rodem Z
Archiwum X. Opisy były bardzo plastyczne, przez co miało się wrażenie, że z
kart książki przebija odór zgnilizny, czuje się zapach rozkopanego grobu, krwi,
smród oleju silnikowego i zimny niespodziewany dotyk na karku, który sprawiał,
że serce na moment zamierało. Dobrze się bawiłam podczas lektury, a co o niej
sądzą koneserzy gatunku – nie mam pojęcia, ale na moje skromne potrzeby
dostałam wszystko, co chciałam, czyli rozrywkę z dreszczykiem na kilka ponurych
wieczorów.
Muszę również wspomnieć, że Wydawnictwo Mięta bardzo się postarało. Horror został przepięknie wydany. Wzrok przyciąga nie tylko okładka, ale również barwione brzegi. Dodatkowo książka ma twardą oprawę i została wydrukowana na grubym papierze, więc może sycić oko, stojąc dumnie na regale w domowym zaciszu.
Recenzja powstała przy współpracy z serwisem lubimyczytac.pl
Bonito proponuje:
Dziewczyna z wrzosowisk (barwione brzegi) do kupienia na Bonito
Dziennik pokojówki do kupienia na Bonito
Każdy może zginąć do kupienia na Bonito
Od czasu do czasu lubię sięgać Anka po takie książki, ale raczej rzadko, pozdrowienia. Dziś zakupy, a potem Biblioteka Publiczna. Może coś podobnego wypożyczę ;-) .
OdpowiedzUsuńUdanych łowów w Bibliotece :)
UsuńPozdrawiam z mglistego i deszczowego lasu - jak z horrorów ;)
Sama nie czytam tego rodzaju książek, ale mam komu ją polecić. Wydanie rzeczywiście piękne.
OdpowiedzUsuńWydanie robi wrażenie, idealne na prezent.
UsuńJa tam bardzo lubię się bać.
OdpowiedzUsuńNo to książka w sam raz dla Ciebie!
UsuńCzytałam i całkiem fajna, taki troszkę nasz King. Lektura w sam raz na Halloween
OdpowiedzUsuńAkcja dzieje się latem, ale rzeczywiście teraz jest ku temu klimat
UsuńTa okładka i całe wydanie zdecydowanie przyciągają wzrok. Ja lubię się książkowo bać.
OdpowiedzUsuńJak więc znajdziesz wolną chwilę to polecam.
UsuńTrzeba przyznać, że książka zwraca uwagę swoją oprawą i prezentuje się pięknie!
OdpowiedzUsuńRecenzja napisana świetnie, jak zwykle u Ciebie i zachęca do przeczytania ale ja nie lubię się bać:)
Pozdrawiam cieplutko☀️ 🍁🍂🍁🍂☀️
Dziękuję, po raz kolejny Twoje słowa to miód na moje serce i motywacja ;)
UsuńCzasami sięgam po literaturę grozy, ale najbardziej lubię klasykę, powieści gotyckie i czarny romantyzm. :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie doszłam do wniosku, że też najbardziej lubię powieści gotyckie
UsuńWitaj Aniu 🩷
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście bardzo przykuwa wzrok, ale treść zupełnie nie dla mnie. Nie umiałabym zasnąć po takiej książce. Ale kiedyś widziałam w podobnej tematyce film na podstawie postaci Stephena Kinga..
Cieszę się że Tobie książka się podobała i dostarczyła dawki emisji.
Serdecznie pozdrawiam 🙂
Jednak wolę inne klimaty ;)
UsuńJa też nie lubię się bać, ale czasami dreszczyk niepokoju jest potrzebny.
OdpowiedzUsuńCzasem korzystnie jest wyjść ze swojej czytelniczej strefy komfortu.
UsuńPiękna okładka i piękne wydanie, ale treść nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem, sama nie sięgam zbyt często.
UsuńJakie to wydanie jest boskie <3
OdpowiedzUsuńOj tak, piękne, do tego jeszcze szyte strony, beżowy kolor papieru i bardzo dobra czcionka.
UsuńNa pewno bym się odważyła! Ale pięknie wydana książka!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że treść Ci się spodoba, ale sama oprawa książki bardzo cieszy oko.
UsuńJak widać moda wraca. Kiedyś takie malowane brzegi były rarytasem. Dziś także przyciągają wzrok. Mimo, że drukowane, a nie malowane ręcznie 😉
OdpowiedzUsuńNo i coraz więcej takich książek widziałam. Z jednej strony to podbija cenę, ale z drugiej na prezent takie wydania są idealne.
UsuńJak pięknie wydana książka! Samo patrzenie na fotki to frajda ;) ;)
OdpowiedzUsuńTa szczerze, to foty nie oddają całości ;) na żywo jest jeszcze lepiej!
UsuńBrzmi jak naprawdę mocna książka. Może się skuszę, choć w długie jesienne wieczory strach nie jest dobrym towarzyszem.
OdpowiedzUsuńW sumie jak się skuszę na tego typu literaturę to tylko w sezonie jesienno-zimowym.
UsuńTe barwione brzegi są mega w książkach ostatnio. Powinni dać nagrodę temu, kto wpadł na ten pomysł, bo po pierwsze to jest piękne, a po drugie jest świetnym chwytem marketingowym. Sama myślę wymienić kilka swoich egzemplarzy Kinga na te z barwionymi brzegami. Kupiłam też wydanie "Twierdzy" wygląda świetnie choć jest o połowę drożdże od normalnego. Dlatego mówię - marketingowo: w punkt
OdpowiedzUsuńDzięki za wizytę! ☺️
Nie miej obaw przed podejściem do Chmielarza - bardzo sympatyczny, wesoły, uśmiechnięty co zresztą widać na zdjęciach. Mialam obawy na pierwszych Targach ale wystarczy się odważyć i potem już samo idzie 😜
A Pan Wojciech nie gryzie, więc śmiało.
Tworzę, tworzę baletnicę. Wiem, że zaniedbałam to ostatnio. I wstyd bo ten haft diamentowy baletnicy jest mniejszy od tamtego Titanica. Nie miałam czasu tego roku i siadałam rzadziej bo postawiłam na zajmowanie się nauką do specjalizacji, potem te egzaminy, zamieszanie. Dlatego siadałam do haftu tylko raz w miesiącu gdy nie byłam zmęczona pracą też. I niestety wieczorami kiedy też światło nie najlepsze. Ale myślę skończyć baletnicę i zacząć coś nowego. Też dawno nie słuchałam audiobooka a umówmy się - najlepiej słucha się audiobooków przy takich robótkach ja puzzle czy haft diamentowy 😁
Mąż z rodziną stwierdził ostatnio, że mam zbyt wiele pasji i rozbijam się na drobne i niczego nie kończę. Najpierw się obraziłam, ale stwierdziłam, że jednak, co racja to racja.
OdpowiedzUsuńZ haftu więc wyklejam póki co kartki, które chcę powysyłać na święta :P
To musi być naprawdę klimatyczna powieść! Sama historia wprowadza taki dreszczyk nostalgii – nie tylko przez tło fabuły na Kaszubach, ale też przez odwołania do dawnych wierzeń i ludowych przesądów.Chyba czas po nią sięgnąć, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście podnosi adrenalinę!
OdpowiedzUsuńJa na co dzień nie przepadam za takimi klimatami, ale książka mi się podobała :)
UsuńKsiążka raczej nie dla mnie, ale oprawa rzeczywiście piękna 😊
OdpowiedzUsuńWydanie potrafi zachwycić :)
Usuń