Złe fluidy czy źli ludzie?

„Nie martw się. Popełniłaś te same błędy co reszta. Klasyczne ludzkie błędy. Ego zawsze bierze górę nad człowiekiem. To słabość, której wszyscy ulegamy. Każdy pragnie wiedzieć jak najwięcej, dokonać czegoś nadzwyczajnego, zostać bohaterem. Czyż nie dlatego zostałaś policjantką?”.

Od jakiegoś czasu fascynują mnie opuszczone budynki lub tak stare, że od samego myślenia o nich włos się jeży na karku. Za każdym takim budynkiem kryje się historia. Nie zawsze wesoła i pogodna. Jest klimat, jest groza i uczucie niepokoju niepozwalające zasnąć spokojnie. Dlatego postanowiłam sięgnąć po debiut Sarah Pearse, by zobaczyć, jak autorka wykorzystała stary budynek jako miejsce dla rozgrywających się wydarzeń.

Elin i jej partner dostają zaproszenie od brata kobiety na przyjęcie zaręczynowe. Wylatują więc do Szwajcarii do nowo wybudowanego hotelu Le Sommet położonego malowniczo wysoko w górach. Budynek jest mroczny i mimo renowacji wzbudza niepokój. Dawniej znajdował się w nim zamknięty szpital dla gruźlików. Elin czuje się bardzo nieswojo. Nie dość, że miejsce ją przytłacza, to jeszcze ma do wyjaśnienia sprawę, która od czasów dzieciństwa wisi niby smog nad jej relacjami z bratem. Tymczasem pogoda z godziny na godzinę się pogarsza. Olbrzymia śnieżyca odcięła hotel od świata. Nie wszyscy goście i personel zdążyli opuścić niebezpieczne miejsce. Zagrożenie lawinowe zatrzymało ewakuację. Atmosfera jeszcze bardziej się zagęszcza, gdy w rekreacyjnym basenie zostały odnalezione zwłoki. Elin jako policjantka, mimo iż na przymusowym urlopie postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.

W związku z miejscem, w którym rozgrywa się akcja książki i niesamowitą scenerią bijącą z okładki miałam nadzieję na historię, która mnie wbije w fotel i sprawi, że włoski będą mi się jeżyły na karku za każdym razem, gdy usłyszę podejrzany, niespodziewany szmer. Jednak z przykrością muszę stwierdzić, że to thriller jakich wiele, nie rzucił mnie na kolana ani nawet nie czytałam, zagryzając nerwowo wargi. Powiedziałabym, że to po prostu przeciętniak. Na dodatek niezbyt postarała się osoba odpowiedzialna za korektę. Często zdarzały się literówki, połykanie liter np. „drwi” zamiast „drzwi”, a czasem nawet ktoś był tak głodny, że połykał całe wyrazy. Książka liczy sobie ponad 500 stron, dla lepszego obioru spokojnie można by było ją skrócić o jakieś 100 – 150 kartek, akcja może wtedy byłaby bardziej wartka, a tak jest najzwyczajniej przegadana i miejscami wręcz nużąca. Przez ponad 300 stron dzielna Elin starała się wnikliwie analizować sytuację, ale przebłyski intuicji budziły się tylko na chwilę. Podczas opisów jej działań nie mogłam się powstrzymać, by nie przewracać oczami. Oj wiało nudą i drętwotą. Samo zakończenie również mnie nie przekonało. Przekombinowane. 

Autorka ma w sobie potencjał i po jej kolejną książkę sięgnę, by sprawdzić, czy usprawniła swój warsztat pisarski i czy postać Elin Warner będzie bardziej strawna i wiarygodna. Póki co czuć na kilometr, że to debiut i to niestety średniej jakości.

Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Komentarze

  1. Cóż , debiuty są faktycznie ciekawe, ale ja myślę, że późniejsze książki są już lepsze. Pozdrawiam serdecznie, po szybkim 11 minutowym marszo - biegu;-). Ponoć moje osiedle ma być za niedługo uzdrowiskiem ;-) .

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że to niespecjalna lektura ;< Sama bardzo lubię takie zamknięte scenografie i miejsca akcji ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię sięgać po debiuty, ale tego, przynajmniej na razie nie planuję czytać.

    OdpowiedzUsuń
  4. A liczyłam, że to będzie coś fajnego. Nie lubię przegadanych książek, bo ciężko mi się zmusić do czytania. Mam takie książki, które chcę przeczytać, a zaczynam je już na przykład trzeci raz i dalej rzucam na później

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam słabość do starych, dziwnych budynków. Ostatnio o takim budynku – opuszczonym szpitalu psychiatrycznym – czytałam w „Szczelinie” Józefa Kariki. Ponieważ rzadko natrafiam na ciekawe, sprawnie napisane debiuty, raczej nie sięgnę po „Sanatorium”. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda,że książka nie porwała...
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że zakończenie jest tak przekombinowane.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że książka zawiodła. Tak zaczęłaś opisywać, że czułam ten deszczyk emocji. I no szkoda...
    Recenzja super, świetnie mi się czytało.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. O nie, a ja miałam takie oczekiwania wobec tej książki! Może pokuszę się na Legimi, wtedy nie będę żałować jak odłożę w połowie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Póki co nie mam jej w planach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo lubię poznawać historię różnych opuszczonych budynków, być może ta też by mnie zaciekawiła, nawet jeśli to dopiero debiut autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  12. O kurcze, a opis na początku i właśnie okładka zapowiadały taki świetny u napięty Thriller. Ależ szkoda, no już myślałam, że będę szukała. Też lubie takie klimaty.. trudno. Obejdę się smakiem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może będziesz zadowolona? Nigdy nic nie wiadomo :) pozdrawiam!

      Usuń
  13. Szkoda, że ta książka okazała się być średnia, ale w sumie dzięki Tobie już wiem, żeby nie zaprzątać sobie nią głowy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Lubie debiuty, jednak nie skuszę się.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak nudna to raczej odpuszczę...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pewnych win nie da się odkupić

ZAPOWIEDZI

Święta, święta…