Walka o niezależność
„Zajde upiera się, bym mówiła w jidysz, języku moich przodków, który Bóg pochwala. Ale jidysz to nic więcej jak mieszanina niemieckiego, polskiego, rosyjskiego, hebrajskiego i garści innych dialektów. Wiele z nich niegdyś uchodziło za języki równie bezbożne jak angielski. Odkąd nagle jidysz stał się językiem prawych i sprawiedliwych?”.
Zagłębimy się w historię nastolatki, która dorasta w bardzo restrykcyjnej chasydzkiej społeczności. Jej historia była jak pocisk, który mnie trafił i rozerwał na strzępy. Przez całą lekturę miałam szeroko otwarte oczy i nie zamykała mi się szczęka. Nie mogłam uwierzyć, że w samym sercu miasta takiego jak Nowy Jork mieszkają ludzie z takimi ograniczeniami, nakazami i zakazami narzuconymi przez wspólnotę. Zakaz uczenia się języka angielskiego, bo to język zepsucia, zakaz czytania książek, oglądania filmów w kinie, spotykania się ze znajomymi. Edukacja dziewcząt skrócona została do absolutnego minimum, aby jak najszybciej zaaranżować ich małżeństwo, by zaczęły rodzić, rodzić i jeszcze raz rodzić. Upokarzające kąpiele czystości, zgolona na łyso głowa, noszenie sztucznych włosów i przekazywanie rabinowi szmatki z krwią menstruacyjną, by mógł kontrolować pożycie małżeńskie! Czy to nie jest koszmar?! A w książce jest jeszcze wiele innych przykładów i opisów, od których stają włosy na karku. Tym bardziej byłam poruszona, bo to nie była fikcja literacka, ale pamiętnik z realnego życia. Podziwiam Autorkę, że wychowana w takich surowych i specyficznych warunkach potrafiła zachować trzeźwość myślenia i szukać dla siebie możliwości, by zacząć życie od nowa i odzyskać wewnętrzny spokój. Polubiłam jej trafne obserwacje i sarkastyczno- cyniczne uwagi.
„Nic nie poradzę, że nieustannie myślę o tym, jak wielu rzeczy nigdy nie będę w stanie doświadczyć. Nie mogę znieść świadomości, że spędzam cały swój żywot na tej planecie i nie mogę robić wszystkiego, o czym marzę, tylko dlatego, że mi nie pozwalają”.
Nie jestem w stanie zrozumieć postępowania społeczności chasydzkiej. Feldman wspominała, że niektórzy są tak pobożni, że nie utrzymują kontaktów nawet ze swoimi babciami, bo to kobiety. Serio??! Nie sądzę, by Bóg patrzył łaskawiej na osoby w sile wieku, które odseparowały się od osób starszych potrzebujących pomocy i wsparcia, szczególnie że dotyczy to osób z kręgu najbliższej rodziny. Świat, ludzie i ich postępowanie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.
Napiszę wprost – lektura mnie nie tylko wciągnęła, co wręcz przeraziła. Wysnułam jeden, ale uważam, że ważny wniosek. Obojętnie jaki kto ma kolor skóry i jaką religię wyznaje, radykalizm jest złem w czystej postaci. Nie służy nikomu i niczemu. Nie buduje więzi, nie sprawia, że jest się silnym i walczy się o dobre życie dla siebie i dla rodziny. Radykalne poglądy dzielą, a nie łączą, burzą, zamiast budować, oddzielają, a nie asymilują. Dotyczy to każdej formy i rodzaju wiary, radykalizm dzieli, zamiast jednoczyć i na tym polega jego zło. Dodatkowo w każdym momencie, w każdej wspólnocie religijnej rola i droga kobiety przez życie jest kamienista, bezkresna i pełna zakrętów. A niestety większość z nich nie ma aż tyle odwagi co Autorka, by zrzucić jarzmo i poszukiwać w ciemnościach własnej drogi.
Ciąg dalszy niebawem
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Poradni K.
Kochana Twoja recenzja bardzo mnie zaintrygowała i zachęciła do sięgnięcia po książka.
OdpowiedzUsuńRadykalizm to samo zło. Ależ ta książka musi wywoływa ćemocji.
OdpowiedzUsuń"Unorthodox" - czytałem, zakupiłem u siebie na miejscu. Też ta książka mną bardzo wstrząsnęła. Przekazałem do przeczytania Siostrze. W moich okolicach mieszkali Chasydzi. Książkę tę recenzowałem na Imperium Lektur 2. Serdecznie pozdrawiam. "Drogi do Berlina" nie czytałem jeszcze :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie jestem w trakcie.
UsuńOglądałam serial na podstawie tej książki i dla mnie był bardzo poruszający.
OdpowiedzUsuńObie książki planuję przeczytać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Książka już od dawna za mną chodzi :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu mam tę książkę w planach. Pewnie i mnie przerazi, ale i tak chcę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobne refleksje na temat religii, choć Tobie chodzi o radykalizm wierzących, a mnie raczej o całokształt. Książki nie czytałam, serialu nie oglądałam i nie wiem, czy sięgnę po któreś. Wiem, co w nim znajdę i wiem, jak będę się denerwować.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam, lubię takie książki z życia wzięte, wzbudzające dużo emocji. Tym bardziej, że już kilka osób mi ją polecało.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu się zastanawiam nad książką i serialem, może w końcu sięgnę po którąś z pozycji.
OdpowiedzUsuńWidziałam serial i zastanawiam się, czy warto sięgnąć i tak po książkę. Myślę, że się skuszę, ale dopiero za jakiś czas. Serial też zrobił na mnie ogromne wrażenie. Faktycznie radykalizm jest bardzo zły. Z boku łatwiej spojrzeć na sprawę obiektywnie, niestety gdy tkwimy w samym środku takiej ideologii i jesteśmy indoktrynowani od najmłodszych lat, to nie jest łatwo zmienić perspektywę.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam
OdpowiedzUsuńTę książkę już od dawna mam na mojej liście. Podobnie jak "27 śmierci Toby'ego Obeda". Obie traktują o pewnych radykalnych zachowaniach. Obie są trudne i chcę je przeczytać dopiero po urlopie.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się z tą książką. Zaintrygować mnie, muszę ją poszukać. Chwilami brzmi strasznie...
OdpowiedzUsuńKojarzę tytuł, ale tylko z adaptacji Netflixa. Myślę jednak, że sięgając po książkę, lepiej zrozumiem skalę problemu.
OdpowiedzUsuń