Dom z historią przemocy.


„Klęcząc nadal na podłodze, podniosła znalezisko i obróciła je do okna. Gwałtownie wciągnęła oddech, zdołała bowiem odczytać kilka skreślonych kobiecym pismem słów. Ten dom skrywa tajemnice. A ja jestem jedną z nich.

Okładka jest taka jak lubię, sugerująca czekającą na nas tajemnicę. W wyobraźni słyszałam już skrzypiące drzwi, dotykałam obluzowane poręcze schodów, strząsałam z twarzy i włosów pajęczyny. A jakie były rzeczywiste wrażenia z lektury?


Akcja ulokowana w Oakwood w stanie Wisconsin. Rozgrywała się dwutorowo. Zagłębialiśmy się w historię Ivy Thorpe w 1906 oraz Kaine Prescott współcześnie. Ive po tragicznej śmierci brata i utracie najlepszego przyjaciela w pełni oddała się pomocy tacie, który był lekarzem. Prowadziła dziennik śmierci upamiętniający wszystkie osoby, które pożegnały się ze światem doczesnym. Pewnego razu wraz z ojcem została wezwana do zwłok młodej kobiety, której ciało ktoś upchnął do pustego pnia dębu. Co się z nią stało? Kto ją zamordował? Jak się znalazła w drzewie przy wielkim, opuszczonym domu przy Foster Hill? 
Kaine rzuciła pracę, która umęczyła ją psychicznie – była pracownikiem opieki społecznej i zajmowała się kobietami maltretowanymi psychicznie i fizycznie. Straciła męża w wypadku samochodowym. Jednak ktoś zakradał się do jej mieszkania, pozostawiał żonkile i przesuwał przedmioty. Policja nie uwierzyła w tajemnicze odwiedziny intruza w domu jak również nie dała wiary w to, że jej mąż został zamordowany. By rozpocząć nowy rozdział w życiu i uniknąć prześladowcy zakupiła dom przy Foster Hill i ze słonecznej Kalifornii przeniosła się do Wisconsin. Jednak pierwsze co zobaczyła na progu nowego domu to żonkil….


Palce aż się wyrywają żeby pośmigać po klawiaturze komputera, ale w głowie pustka. Nie wiem za bardzo co napisać o twórczości Jaime Jo Wright. Uczucia mam bardzo ambiwalentne. O ile losy Ivy z roku 1906 śledziło się z zapartym tchem i rzeczywistym zainteresowaniem o tyle współczesne losy Kaine były …. przewidywalne do bólu, płytkie i bez wyrazu. 
Na dodatek oprócz irytujących przypomnień co się działo z bohaterką (wypadek męża, praca, prześladowanie) denerwowały mnie ciągłe wstawki o Bogu i Jezusie. Nawet przy analizowaniu materiałów dotyczących amatorskiego śledztwa sprzed stu lat padały słowa o religii, boskim miłosierdziu itp. Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic przeciwko takim wtrąceniu w książkach, ale można to naprawdę zrobić z wyczuciem i ze smakiem jak np. Håkan Nesser w cykl u z inspektorem  Barbarotti. Tam też były odwołania do religii, ale w subtelny i żartobliwy sposób ukazywały zmagania z życiem osobistym i zawodowym bohatera. Natomiast tu miałam wrażenie, że uczestniczę w lekcjach religii w szkole podstawowej w klasie 1-3. Nie zostanę fanką autorki. Gdyby nie ciekawy wątek z Ivy książka byłaby poniżej przeciętnej.

Za zapoznanie się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Dreams.

Komentarze

  1. Bardzo ciekawa propozycja na coraz dłuższe wieczory. Recenzja świetna, zachęcająca. Z przyjemnością sięgnę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już sam cytat bardzo mnie zaintrygował. To są moje klimaty, więc chętnie przeczytam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i podobnie jak Ciebie, książka nie specjalnie mnie ujęła. Jak dla mnie trochę zbyt dużo odgrzewanych kotletów. Takie 6/10

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka (całokształt, okładka i historia) kojarzy mi się z inną książką, której nawet nie pamiętam tytułu. Jakaś amerykańska, z domem na wzgórzu, w którym straszyło ;) Chyba nie będę jej szukać ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pewnych win nie da się odkupić

ZAPOWIEDZI

Gdzie kot nie może tam człowieka pośle!